czwartek, 14 kwietnia 2016

A czy to w ogóle jest pies?


Oczywiście tak i już mówię dlaczego

-Otóż głównie dlatego, że umie szczekać.
Nadszedł więc czas na prezentację Una. Jest drugim psiakiem w moim życiu (a o Szariku na pewno też zostanie powiedziane), ale pierwszym takim w pełni moim. Rozumiem przez to fakt, że kupiłam go będąc już osobą pełnoletnią, moje dane widnieją w jego kartotece weterynaryjnej oraz chipie, a przede wszystkim utrzymuję go w pełni sama.
Po stracie naszego psiaka rodzinnego, poprzedzonej kilkumiesięczną walką onkologiczną, długo nikt nie chciał słyszeć o nowym. Po trochę ponad roku od tamtego wydarzenia, zdecydowałam się na psa ponownie, przy ogromnym sprzeciwie swojego taty, który tak jak my wszyscy, bardzo przeżył śmierć Szarika. Jak dla mnie była to krótka piłka - w południe znalazłam ogłoszenie, a o 17 już jechałam po szczeniaka. Zdecydowałam się na psa rasowego, a konkretnie na chihuahuę długowłosą. Kontakt z tą rasą "na żywo" miałam tylko kilka razy. Do tej decyzji przekonała mnie garść aspektów, które w niedługim czasie poruszę na blogu, aby pomóc w podjęciu decyzji osobom niezdecydowanym. Tak więc wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Sieprawia w okolice Krakowa. Maluch miał wtedy 4 miesiące, został ostatni z miotu. Po przyjechaniu na miejsce spore zaskoczenie - przywitała nas sfora psiaków składająca się z dwóch jakże odmiennych ras - chihuahua i chow chow. Uno był w metalowej zagródce z inną małą beżową suczką. Wyczuł pismo nosem i zachowywał się dość nieufnie, płoszył się łatwo, ale za to zostaliśmy kupieni w oczach pozostałych małych sarenek, które zaczęły nas obsiadać, kiedy siedzieliśmy na podłodze obok kojca szczeniąt. Do dziś pamiętam kiedy przyjechaliśmy na miejsce, pani Madzia wpuściła nas do środka, po czym mój brat powiedział "O, ten jest chyba nasz" na co ona odpowiedziała "Nie, to już jest dorosły" :D I tak oto pierwszy raz zobaczyliśmy na oczy tak maleńkiego psiaka. Uno nie ważył wtedy nawet kilograma i wyglądał jak nietoperz z tymi swoimi uszami przypominającymi radary. Dostałam do niego sporą wyprawkę oraz metrykę. Uno jest pieskiem w pełni rasowym, pochodzącym z hodowli History of Dogs Love zarejestrowanej w FCI, z zachowanym "oryginalnym" imieniem. Jechałam po niego z imieniem Kobi, jednak to, które miał na tyle mi się spodobało, że zostało, a dodatkowo w tym samym czasie nasz Fiat Uno miał iść na złom, także jedno Uno zamieniłam na drugie :D
Pierwsze chwile w nowym domu były tragedią. W czystej postaci. Maluch trząsł się przeraźliwie, nie chciał nic jeść ani pić, tata był na mnie niewymownie zły... :D Ale po kilku dniach wszystko było już dobrze. Kolejne ekscesy pojawiły się niewiele później, bo już przy okazji szczepień. Okazało się, że Uno ma uczulenie na któryś składnik i bardzo spuchnął mu pyszczek razem z główką. Możecie sobie wyobrazić jak przerażająco poważnie to wyglądało... szybka interwencja weterynarza i udało się to jakoś ogarnąć. Najbardziej bałam się, żeby opuchlizna nie rozprzestrzeniła się na drogi oddechowe. Jedynie nosek był popuchnięty, ale to też sprawiało, że ciężko się mu oddychało.
Z miesiąca na miesiąc wszyscy w domu wręcz pokochali tą małą istotkę (a najbardziej tak przeciwny niegdyś tata :D ). Szczeniak przybył do domu prawie kiedy rozpoczęły mi się najdłuższe wakacje ever - miałam więc 4 miesiące na ułożenie go i przystosowanie do życia w takim trybie, w jakim ma to miejsce teraz. 
Na początku stosowałam dla niego podkłady higieniczne, testując wszystkie po kolei (seni niech się święcą!). Nie trwało to na szczęście zbyt długo, szybko nauczył się "wołać", że chce wyjść na pole. Tak jak w przypadku Skyler - niczego (no prawie... poza mega ważnymi notatkami na elektronikę) mi nie zjadł ani nie zniszczył. Mniej więcej w tym samym czasie kuzynostwo też doczekało się swojego pierwszego psa - labradora. Oba szczeniaki wychowywały się więc w dużej części wspólnie. Teraz dysproporcja rozmiarów się zwiększyła, Negra waży ponad 20 kg, a on nadal nie całe 2. Mimo wszystko dobrze się dogadują, co będziecie mogli zobaczyć niejednokrotnie na zdjęciach. Ogólnie rzecz biorąc Uno od pierwszych tygodni u mnie przystosowywany był do różnorakich sytuacji, dużo podróżował samochodem, brałam go na spacery po różnych miastach, poznawał otoczenie, odmiennych ludzi, a w szczególności innych pobratymców, dzięki czemu nie wykazuje teraz żadnych oznak agresji czy to do psów, kotów, odkurzacza czy rowerów. Zwiedzał szkoły, ukończył psie szkolenie, spacerował po lesie, wchodził na szczyty... Chłonął świat i przyzwyczajał się do niego. Ma bardzo rozwiniętą zdolność naśladowania zachowań, przez co szybko łapał o co chodzi przy okazji grupowych zajęć szkoleniowych, na co dzień naśladuje Sky (skoro ona je sianko to dlaczego on miałby tego nie robić? identyczna sytuacja z trawą przy okazji zabierania obojga naraz na pole).
Nawiązując do tytuł posta "A czy to w ogóle jest pies?" to w dużym skrócie jest to reakcja niektórych ludzi na mojego czworonoga. Z grubsza rzecz biorąc nie pozostaje on nikomu obojętny - spotykam się albo z jego fanami od pierwszego wejrzenia (wliczając w to osoby pytające czy mogą zrobić mu/ dziecku z nim zdjęcie), albo z osobami, które nie akceptują faktu, że to też jest pies i nazywają go najłagodniej mówiąc szczurem. Czy mnie to rusza? Nie bardzo ;) On jest dla mnie i dla mnie jest najpiękniejszy, a jeśli komuś nie pasuje to zwyczajnie nie musi patrzeć w naszym kierunku. Krzywdzące dla tej rasy były trendy zeszłej dekady, reprezentowane przez celebrytów, przez co chihuahua kojarzy się wielu z pieskiem dla pustej blondi.
Kiedyś natknęłam się w internetach na stwierdzenie, że chihuahua ma tylko jednego właściciela, przez co nie nadaje się na psa rodzinnego. W pełni się z tym zgadzam. Nie do końca jest to zaleta, np. z tego względu, że komukolwiek poza mną ciężko wyegzekwować u niego posłuszeństwo. Kiedy nie ma mnie w domu on woli posiedzieć sam w moim pokoju, położyć się spać, niż siedzieć z resztą rodziny. Plus jest taki, że bardzo się mnie pilnuje na wszelakich wyjściach i w zasadzie bezgranicznie mi ufa.
Na poniższych zdjęciach możecie zobaczyć jakim pluszaczkiem był. Oprócz tego jako szczeniak miał puszek taki, że ledwo ledwo. Po kilku miesiącach futerko na uszach stało się wyraźniej gęstsze, a teraz doszła do tego chorągiewka na ogonie.


Jeśli rozważacie tę rasę jako jedną z możliwych opcji przy wyborze szczeniaka, zachęcam Was do śledzenia bloga. Znajdziecie tutaj na pewno wiele przykładów z życia wziętych, bo mimo wszystko życie z chihuahuą znacznie różni się od życia z jakimś innym psiakiem. Pozostałe osoby również zapraszam do regularnych odwiedzin, zawsze warto poznać  psie rytuały z perspektywy osoby mającej mikropsa ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz