czwartek, 14 kwietnia 2016

Królik, ale tylko z nazwy

... a mowa o Skyler

Ta piękna panna jest u mnie od 1 lipca 2014 roku. W momencie kupna ważyła niewiele ponad 150 g, dosłownie mieściła się w dłoni (będą zdjęcia!). Przypuszczam, że była o wiele za młoda na oddzielenie od matki, ale na szczęście dała sobie radę i wyrosła na niezły kawał królika :D A tak poważnie to byłam przygotowana na to, że niby królik miniaturka, a jak to później jest w rzeczywistości każdy wie. Zaskakujący jest więc poniekąd fakt, że będąc już w pełni dorosła nadal waży zaledwie 750 g. 

Dlaczego królik tylko z nazwy?

Nie miałam styczności ze zbyt wieloma królikami przed zakupem własnego, ale do decyzji o  takim, a nie innym członku rodziny przygotowywałam się kilka lat. Najpierw miałam na to fazę jakoś w 4 klasie, później po kilku latach znowu, aż ostatecznie plany te doszły do skutku kiedy byłam w liceum. Przewertowałam więc całe królicze forum, uszatą stronę, przejrzałam kilkadziesiąt galerii użytkowników, obejrzałam dziesiątki filmików i tylko niektóre z zaobserwowanych przeze mnie królików wykazywały zachowania podobne do mojej Sky. Wpływ na to mogło mieć wczesne oddzielenie od króliczego stada, a że kupiona została początkiem wakacji, poświęcałam jej bardzo dużo czasu. Aktualnie Skyler reaguje na imię (o zgrozo czasami jest posłuszniejsza od mojego psa), wraca na polecenie do klatki bez problemu, kiedy tylko jestem w domu i mam czas na nią zerkać biega swobodnie. Chodzi za mną praktycznie po całym mieszkaniu, kiedy czuje potrzebę wraca do pokoju, wskakuje do klatki i korzysta z kuwety, nawet jeśli wcześniej biegała po parterze. Właściwie nie wyobrażam sobie decydowania się na tak nieograniczane wybiegi, jeśli zwierzak nie jest nauczony czystości. Byłoby to na pewno dużym utrudnieniem i w wiele miejsc nie miałaby wstępu, szczególnie biorąc pod uwagę, że wszędzie mamy dywany albo wykładziny. Uwielbia wylegiwać się na łóżku, a także w strużce światła słonecznego wpadającego przez okno balkonowe (to na spółę z Uno). Jest bardzo cierpliwa w stosunku do psiaka. Oprócz tego Sky nie należy na szczęście (pfu!) do niszczycielskich uszaków. Prawda jest taka, że nie mam ani w pokoju, ani nigdzie, niczego w jakikolwiek zabezpieczonego. Okablowanie jest właściwie tylko za biurkiem, ale chodzi tutaj również o firanki, zasłony, książki, zeszyty, ubrania, torebki, a nawet ściany etc. Od małego wszystkie moje zwierzęta były "wychowywane" wśród przedmiotów codziennego użytku, więc nie stanowią one dla nich żadnej atrakcji, którą byłoby warto się zajmować. Poza tym Skyler ma swoje zabawki, na których może się wyżyć i które zajmują jej czas. Kwestia żywienia i rozwiązania sprawy klatki zostanie jeszcze niejednokrotnie poruszona, więc przyjdzie na nie czas.A tymczasem zostawiam Was ze zdjęciami tej kulki puchu i zachęcam do ponownych odwiedzin. Już niedługo napiszę o tym w jaki sposób poradziłam sobie z wynikającym z jej outdoorowego trybu życia brudzeniem skokami wszystkiego wokół :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz